Wszystką trzęsło się jeszcze bardziej... Odwróciłam się... Nigdzie nie
widziałam tej wadery. CO prawda mogłam ją tam zostawić, ale... przecież
jestem tą betą... W tej chwili trochę tego żałowałam... Ale musiałam
pomóc tej ,,przemiłej'' waderze... Zaczęłam biec w stronę, gdzie
ostatnio ją widziałam. Nagle zahaczyłam się o... drut kolczasty?! Taki
sam jak miała na ogonie.. Postanowiłam spowolnić czas i wydostać się ją.
Udało mi się ją odkopać, ale teraz ściany zaczęły się burzyć z każdej
strony... Wyjęłam z plecaka świecę Babilońską...
- Na koniec tych tuteli! - krzyknęłam bez zastanowienia... Natychmiast
się tam znalazłyśmy tu też wszystko się waliło, ale było lepiej...
Wzięłam waderę na plecy i zaczęłam biec... Byłam wyczerpana.. Ledwo
wymijałam kawałki głazów... W końcu ujrzałam jakieś światło zza
zakrętem... Potknęłam się i wywróciłam uderzając głową w kamień...
Straciłam przytomność.
< Nikki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz