Kto lubi życie i się z niego cieszy w żadnym stopniu mnie nie rozumie.
Nigdy nie byłem typem który skacze po lesie i wywija koszyczkiem z
kwiatkami. Ale nie o tym... Otóż jestem prawowitym władcą królestwa
Sedozzino i ten fakt czyni mnie kimś o autorytecie... a przynajmniej
powinien. "Azian, wytrzyj się serwetką po jedzeniu" "Azian, pochwal
danie" "Azian, czy podoba Ci się Twój nowy miecz?"... itd, itd... Wiecie
jakie to męczące? W dodatku posądzili mnie o zabicie ojca. Zaginęła
moja siostra, a ja zawarłem pakt z Hadesem. Super, co? Wiecie jeszcze
kto się mnie uczepił? Wadera. Nazywa się Sam, czy coś takiego. A jedyna
czynność jaką wykonuje dobrze to mówienie.
- Azian a Ty to naprawdę jesteś królem?
- Już Ci tłumaczyłem...- przewróciłem oczami.
- A ta Twoja siostra to gdzie zniknęła?- znów zapytała.
- Mówiłem.- odparłem, warcząc.
- A gdzie idziemy?- wkurzyłem się. Pod waderą powstałą otchłań w którą oczywiście wpadła.
- Wybacz.- mruknąłem i ruszyłem w dalszą drogę. S A M. Czy to nie jest
piękne słowo? I oczywiście co zrobiłem? Wpadłem na... no właśnie,
waderę.- Jeżeli chcesz coś powiedzieć, to zamilcz.- uprzedziłem ją, a
ona prychnęła.
- Pff! Znajdujesz się na terenach watahy i nie pozwolę Ci przejść!-
uśmiechnąłem się drwiąco i uderzyłem łapą w ziemię. Prawie natychmiast
czarna mgiełka przybrała kształt noża myśliwskiego.
- Taa... daruj sobie. Przejdę i już mnie nie zobaczysz, ok? A teraz się
posuń, bo Ci utnę ten warkoczyk.- doprałem z pogardą w głosie.
- Spróbuj.- takiej odpowiedzi się nie spodziewałem. Miałem ochotę wysłać ją w podziemia ale pomyślałem nad gorszą zemstą.
- Zaprowadź mnie do Alfy.- niewzruszony czekałem na jej reakcję. Po chwili rzuciła się na mnie.
- Nie jesteś godny spotykać się z Hexagonem!- wykrzyknęła, ale chwilę później już na niej siedziałem.
- Po pierwsze to zawsze z Tobą zwyciężę, nawet nie próbuj, a po drugie
to jestem księciem i mam gdzieś Twoje wymiary godności.- wadera lekko
schyliła łeb, patrząc na mnie morderczym wzrokiem.
- Za mną.- wydusiła w końcu.
- O, czyli jestem jednak godny, co?- warknęła w odpowiedzi. W końcu
doszliśmy do tego całego Hexagona. Przypalony, czyli w języku innych z
żywiołem ognia. Uśmiechnięty, jakby liczył, że będę słodki jak miód
spadziowy. Mylił się,
- Witaj, strudzony wędrowcze...- przerwałem mu szybko.
- Daruj sobie ceregiele. Jestem Arian Baur Ergi von Dollet Redii III i
chcę tylko tu dołączyć. Zgadzasz się? Fajnie, dzięki.- basior był nieco
zdezorientowany.
- A-ale... Co jest?- jąkał się. Chyba myślał, że oddam mu hołd, czy coś.
- Tak, fm supeeer. To ja sobie pójdę. Cześć.- i zanim zdążyli coś
powiedzieć, prze teleportowałem się nad jakieś źródełko. Posiedziałem
tam chwilę i pomyślałem o siostrze. Następnie poszedłem jakimś laskiem. I
nagle zobaczyłem tą waderę z warkoczykiem. Zbliżyłem się do niej.
- Czego chcesz, nowy?- zapytała opryskliwie.
- Może tak trochę szacunku, co? A zresztą to muszę czegoś chcieć?- zapytałem z pewnością siebie w głosie.
- No chyba tak. Zwykle tak jest.- odparła, bez przekonania.
- Dobra tam... Jak Ty masz w ogóle na imię?
- Rin.- odparła krótko.
- Taak... A więc co porabiasz? Myślisz jak mnie zabić czy coś innego?
<Rin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz